piątek, 16 grudnia 2011

Zmarł Christopher Hitchens

Zmarł Christopher Hitchens. Nie ma powodu mówić o zaskoczeniu, bo stało się to, co było wiadome od ponad roku, że jest kwestią czasu. Głos Hitchensa zniknął ale pozostały jego książki, artykuły, wywiady, debaty w których wyłożona była nie tylko rzeczowo uargumentowana treść ale także zdecydowana i nieustuginająca się przed purpurowym majestatem forma. To był głos, dosłownie i głębiej rozumiejąc, bardzo potrzebny, moim zdaniem, w publicznej dyskusji pomiędzy wszelkimi nurtami religijnymi i ideologicznymi. I nie udało im się go zakrzyczeć, aż do końca, ani przestraszyć "piekiełkiem". Za to teraz, gdy Hitch został wypisany, troche na własne życzenie, z tego klubu dyskusyjnego, na łowy ruszają wszelkiej maści hieny cmentarne, które przymiarki do chóralnego skowytu zaczynały od pierwszych wieści na temat choroby Hitchensa.
Nie ma co płakać, ani robić z niego męczennika. Wniosł dużo, nie tyle do myślenia, co do sposobu myślenia o kwestiach, które wyklute ze starożytnych książek pisanych przez prymitywnych pastuchów zacementowane sa strachem, brakiem pewności siebie i bezrefleksyjnością perpektywy ograniczonej do skali czasu pojedynczego ludzkiego życia.
Poniżej umieszczam jeden z ostatnich wywiadów przeprowadzonych z Christopherem, który rozwieje na pewno nadzieje wielu religijnych szalbierzy, chcących wyzyskać tę okazję dla swojej prywaty.

piątek, 9 grudnia 2011

Fronda "racjonalny - dowód na istnienie Bożej Opatrzności w świecie"

Oj, Fronda się pieni ostatnio ładniej niż mydełko FA, w zasadzie w rytm takiego samego przaśnego humoru, tak, że nie pozwalają mi nawet zapomnieć hasła do bloga, więc skoro tak, to napiszę sobie znowu zgryźliwy komentarzyk.
Czego to ja się dowiedziałem ostatnio z artykułu "Kolejne uzdrowienia w Lourdes"? W 1965 roku zakonnicę przestały uporczywie boleć plecy, a w 1989 roku zniknęło nadciśnienie tętnicze kobiecie nim dręczonej, która odwiedziła to miejsce wielu uzdrowień. Wszystko to stwierdziła nieznana bliżej "Międzynarodowa komisja lekarzy w Lourdes" ale widocznie jest to taki autorytet jak RPP, że nie trzeba za każdym razem przedstawiać członków.
W artykule poznajemy też bardzo rygorystyczne procedury jakim poddawane są wszelkie przypadki cudów, oraz inne ciekawostki związane z samym zainicjowaniem zainteresowaniem tą miejscowością, a na koniec tekst zostaje skonkludowany paroma genialnymi frazami, czyli tym co lubię u nich najbardziej ;)

Poznajmy więc dzisiejsze perełki jednego z tuzów Frondy podpisującego się ksywką philio
Kolejny - racjonalny - dowód na istnienie Bożej Opatrzności w świecie, czyli innymi słowy Bóg istnieje.

Jaki komentarz? Nie dość, że ten dowód jest racjonalny, to jeszcze: kolejny! Ale dlaczego kolejny, skoro tych cudów już przecież jest niezliczona liczba? A ten wydaje się ani ostatni, bo przecież pielgrzymowaniem do Lourdes zainteresowanie nie spadło od 1989 roku, nadal odwiedzają tamtejsze sanktuarium rocznie tysiące lub nawet ich setki (nie pamiętam ostatnich danych) osób.
Racjonalność cudu jest niepodważalna niepodważalnością autorytetu "Międzynarodowej komisji lekarzy w Lourdes". Lekarze przyznali w końcu, że z medycznego punktu widzenia te przypadki są niewytłumaczalne. Pan philio nie zastanawia się jednak nad samym faktem niewytłumaczalności zjawisk, które, jeśli podejść do rzeczy RACJONALNIE, nie świadczą w najmniejszym stopniu o ich nadprzyrodzoności. Ograniczając się do obszaru medycznego - lekarze nie potrafią wyjaśnić każdego przypadku chorobowego na świecie. Można przyjąć, że nawet jeśli poprawność diagnozy medycznej wynosi 99.9% to pozostaje pole dla pojedynczych przypadków (a w Lourdes mamy doczynienia z olbrzymią masą oczekujących wyzdrowienia), których przebieg będzie odbywał się odmiennie od przewidywanej konsekwencji. Tu działa statystyka.
Fanatyzm religijny uwielbia kąpiele w godgapsach ("God of the gaps"). Potem oczywiście wylewa krokodyle łzy, jak ktoś wypomni "nieracjonalność" i mylność takiego podejścia do sprawy z punktu widzenia twardej logiki, ale wiadomo że tekst działa na owieczki. Na owieczki i osoby o słabszej konstrukcji psychicznej, które specjalnie nie zagłębiają się w zjawiska - biorą z informacji to co zostaje przedstawione, a nie to jest ukryte, dokładnie w ten sam sposób w jaki iluzjoniści dokonują trików karcianych, czy ze znikającą husteczką. To sztuka szlifowana tysiące lat, więc efekty mają niezłe. Niestety.

Kolejne zdanie pana philo wali już wnioskami prosto w mordę
Ludzka odpowiedź na doświadczenie cudownego uzdrowienia może być tylko jedna: zaufanie i wiara.
Nieufność, pytania i podejrzliwość musi być stłumiona wobez przedstawionych faktów. Nawet jeśli te fakty faktami nie są, tylko są faktami nazywane, to ma być już tylko "aplauz i tylko aplauz". A jak nie będzie aplauzu to na pewno nie dajesz ludzkiej odpowiedzi.

W następnym zdaniu dowiadujemy się jeszcze ciekawszych rzeczy: racjonalność nie jest racjonalna. To nie krytycy są racjonalni, oni są przecież krytykantami.
Wszelka krytyka cudów, które zostały racjonalnie za takie uznane świadczy o zwykłej ignorancji i o braku racjonalnego myślenia.
Perła.

Dla ateisty styczność z cudem jest możliwością zrozumienia, że jego ideologia i światopogląd jest mylny.
Ufff... na szczęście ja ateistą jakoś specjalnie nie jestem, ale widzicie wy, ateiści - dzięki "Międzynarodowej komisji lekarzy w Lourdes" macie możliwość wyjścia z błędu.

Dlatego cuda jakie doświadcza współczesny świat są po to, by wzmocnić wiarę i stać się przyczyną racjonalnego oczyszczenia z ideologii nie pasujących do rzeczywistości (a których niestety jest wiele).

Lecz próżno czekać cudownego odbudowania wałów przeciwpowodziowych, cudownego załatania dziury na drodze, czy np.: cudownego rozgięcia blach zmiażdżonego przez tira autka z rodziną i ocalenia niewinnych dzieciątek. Chyba, że przyjadą do Lourdes.


Ludzie lubią sztuczki magiczne. Są one pociągające jak każda tajemnica. I niech sobie lubią, co mi tam przeszkadza. Przeszkadza mi tylko jedno - jak ktoś próbuje tę chłopską pseudologikę, która odwraca znaczenia słów, nazywać racjonalnością. Tak samo jakby mnie denerwowało, gdyby ekspedientka w sklepie na może życzenie podania ogórków zaczęła mi podawać jabłka. Ale oddziały światowego ministerstwa prawdy pracują w pocie czoła produkując nowe znaczenia słów. Okej, ja daje i będę dawał odpór takiemu stawaniu sprawy. Dla mnie to jest problem psychiatryczny, psychologiczny, a nie semantyczny, czy logiczny.

środa, 7 grudnia 2011

Ateizm jest glupotą według Kościoła Katolickiego

Wiecie jak to jest z Kościołem Katolickim. Generalnie dużo mówienia o ekumenizmie i szacunku dla innych poglądów. Ale jak to zwykle bywa w Kościele, fasada to jedno, a zawartość to zupełnie inna bajka. Ogólnie innowiercy w kościele mają status taki, że w dyskusji wprost "szanujemy Ciebie", ale za plecami, w kazaniach "spalisz się w piekle" itd. Kościół Katolicki jest na tyle pojemny, że pomieści zarówno gwardię "głaskaczy" i "miłogębków" oraz "buldogów" od nokautowania odszczepieńców i ateistów, najczęściej za ich plecami, tam gdzie ich nie ma i można ich bezkarnie biczować. Wiecie, "owieczki" muszą się czegoś bać, aby pasterz był im do czegokolwiek potrzebny. Bez wilka nie ma jedności, więc się go wymyśla. Ale idźmy dalej.

I tak, lubię kiedy ta druga, nieco skrywana, buźka KK wypływa na wierzch, bo to daje bardziej obiektywny obraz organizacji, która najczęściej posługuje się myśleniem "co złego to nie my". Poczytując czasem w sieci magazyn poświęcony humorystyce politycznej "Fronda", stwierdzam co i rusz, że zamierzenia swoje (poprawianie humoru) spełnia on całkiem nieźle. Dowiedzmy się co niedawno ks. dr hab. Tomasz Stępień wyznał portalowi Fronda.pl:
Choć nie wszyscy przyjmują dowody na istnienie Boga, to jednak takie dowody istnieją, natomiast nie ma i nie będzie dowodów na nieistnienie Boga. Dlatego żaden człowiek rozsądny nie będzie ateistą, trzeba się bowiem nieźle napracować, aby nim zostać, i jeszcze więcej potrzeba wysiłku, aby w ateizmie wytrwać.

Czyż to nie miłe? To zdanie się fajnie rozbiera na czynniki, bo rozbiera się ono samo, a w zasadzie to nawet się samo rozkłada. Ksiądz doktor nie omieszkał w tezie o odrzucaniu dowodów na istnienie Boga, zapewnić swoich i tak już pewnych rozmówców, że dowody istnieją :). Niedawno Fronda publikowała niezbite dowody ze śledztwa o odrośnięciu nogi pewnemu panu w XVI wieku. Dowodami były zeznania świadków pod przysięgą. Nowszych nie było. Ogólnie to tej klasy dowody są, ale jak ksiądz doktor habilitowany Tomasz Stępień, są - nie da się zaprzeczyć ;).

Ja mógłbym tu urządzić połajankę na resztę tekstu księdza doktora ale byłoby to puste dzwonienie. Sam fakt chyba naszkicowałem: nie bądź taki pewny, że przygilijnym stole, czy na urodzinach katolika będziesz miłym gościem. Jako ateista, a nawet jako ateista, jesteś grzesznikiem oraz głupkiem, a najlepsze co możecie uczynić w kwestii porozumienia ze swoimi bliskimi, jako ateiści oczywiście, to zamknąć się i nie rozdrapywać niewygodnych i nieprzyjemnych tematów. No bo przecież "Po co zatem nasi królowie składali przysięgi koronacyjne", pyta się Marek Jurek w innym miejscu tego sympatycznego portalu. Nie z interesu politycznego lub jakiegokolwiek innego przymusu przecież. Królowie składali przysięgi bo przedstawiono im niezbite dowody, które wraz ze swoimi nadwornymi naukowcami oraz doradcami przeanalizowali i stąd ich poczynania. Oczywiście ;>

niedziela, 17 lipca 2011

Jeszcze jeden, prawdziwy cud - Healer

Troche głupich tekstów już tutaj zamieściłem. Normalnie mam większe przerwy, a tutaj dwa z rzędu, ale to dlatego, że nie zawsze mi się chce logować, żeby tu coś dopisać, a sprawa jest starsza, z tego co wiem niespecjalnie było o tym u nas głośno. W zasadzie polski Internet nie dawał wyników za wielu, naczelna Fronda też przemilczała, bo i po co ludzi denerwować oraz siać zamęt w sercach wiernych owieczek i baranków. A może po prostu sama nie wiedziała, bo na Onecie nie napisali ;)

A więc była taka sprawa w Australii jakieś 4 lata temu (sam na to dopiero niedawno wpadłem) z pastorem Michael'em Guglielmucci'm, który muzycznie ewangelizował, poruszając pięknymi melodiami zatwardziałe serca, dająć świadectwa i sens życia młodym i starym, w rytmie gitary. Nie dość, że pięknie grał to jeszcze czytał "Biblię" jak z nut. Troche mnie to dziwi, że ktoś czytający codziennie taką książkę, nie zna jej na pamięć. Zakir Naik nauczył się jej i zagina chrześcijan, ale mniejsza o niego, to osobna historia ;). Posłuchajmy przeboju pastora Michael'a Guglielmucci'ego:

Ach, poruszające niczym sceny miłosne w filmach z (świetnej pamięci) Lesliem Nielsenem ;). Ok, nie będę się tutaj tanim dowcipkowaniem wyżywał, bo historia ma puentę, którą nie sposób przebić. Pastor nie dość, że pięknie czytał, pięknie śpiewał, to zapadł na nieuleczalną chorobę. I gdy wszystko wskazywało na to, że Pan wezwie go do siebie, jednak Pan zmienił swój wyrok (nie, wiem, Pan wie wszystko odrazu, więc tak musiało być, a nie, że nie mógł się zdecydować i najpierw tak zdecydował, a potem odwrotnie...) i Michael został uzdrowiony na chwałę Panu, i mógł dalej śpiewać chwaląc Pana i mógł czynić to jeszcze do końca świata albo życia, gdyby nie jeden szkopuł. Cała historia to pic na wodę.
krócej:

dłużej:

Guglielmucci całą historyjkę zmyślił. Rurka w nosie była źródłem wielu wzruszeń, szczególnie dla fanek w kraciastych, flanelowych koszulkach. Nie miało znaczenia, że była ona nieprawdziwa. Nie wiedzieli o tym nawet ponoć jego rodzice. Cóż w końcu ruszyło pastora aby wyznać się do całej mistyfikacji? Cóż, pewnie to Pan zadziałał swoimi nieprzewidywalnymi ścieżkami. Niewątpliwie. Ale niesmak pozostał.

Głębokość nawrócenia

Interesuje mnie religia wyłącznie od strony socjologicznej oraz psychologicznej, jej wpływ na ludzi ogólnie i indywidualne motywacje osób religijnych. Z własnej obserwacji zdążyłem wywnioskować, że sprawdza się w tym wypadku najlepiej stare przysłowie "krowa która dużo muczy mało mleka daje" - tak też jest w przypadku religizmu, szczególnie tego zaściankowego i wojującego, który zwykle grzmi, że się wszystko wali, albo, że się zaraz zawali, i że koniec świata jutro albo pojutrze i, że jak im nie przyznamy racji, to pójdziemy do piekła itp...
Traktuję to oczywiście raczej rozrywkowo, chociaż czasami bywa nieco uciążliwe i nużące. Dla rozrywki czasami też rzucam okiem na uznawane w skrajnie-prawicowo-religijmy półświatku pisemko Fronda, głównie aby się upewnić czy chłopaki dalej trzymają prosto sztandar, czy rączka nieco nie zdrętwiała albo wiatr nie powiewa i nie ma efektu. Terlikowski daje tu i ówdzie gościnne wystepy i można mieć nieszczęście natknąć się na niego w tym czy innym radiu, lub tej czy innej księgarni (niedawno próbował nieco rozśmieszyć koniec świata wg. Campinga, a niedawno coś słyszałem, że za cuda się zabrał). Ale mniejsza o niego.
Portalik Fronda działa i trzyma formułę tabloidalną popisując się mieszanką polityczno-aborcyjną z dodatkiem plotek ze życia biskupów i innych celebrytów zarazem próbując nieco pokolorować drętwość hardkorowego konserwatyzmu artykulikami do młodzieży, cośtam o hiphopie, reggae i innych rzeczach co młodzież lubi a nielubi ich Natanek, więc nie będę tu wymieniał.
Ja się na dzisiejszej muzyce dla dzieci i młodzieży nie znam, więc nie będę się wymądrzał, dość, że jakaś ponoć gwiazda hiphopu dała wywiad, który po łebkach przeglądnąłem, bo miał fajny i oryginalny tytuł. Podczas tej pobieżnej lustracji rzucił mi się okiem ciekawy fragment, w którym gwiazda podaje prosto z mostu powód dla którego z osoby "wątpiącej" momentalnie stała sie osobą wierzącą. W zasadzie zanim to przeczytałem, to zastanawiałem się cóż takiego może na młodego człowieka działać? Jakieś głębokie rozważania, przemyślenia, zdarzenia w życiu osobistym, wewnętrzna potrzeba? Pewnie to wszystko po trochu mogło mieć tu miejsce i doprowadziło bohatera do zwrotnego punktu, który wyzwolił w nim eksplozję religijnej ekstazy. I cóż to było? Rekolekcje z udziałem szatana i wizyta Matki Bożej. Zacytuję:

Miałem wizję, objawiła mi się Matka Boża. Brałem też udział w rekolekcjach w Gdańsku na Morenie. Gościem wtedy był znany katolicki charyzmatyk Ojciec John Bashobora z Ugandy. Ma szczególne namaszczenie do walki ze złymi duchami i odprawianiem egzorcyzmów. Naprawdę szczególne namaszczenie. I zobaczyłem to na własne oczy. Ci, którzy byli opętani padli bezwładnie na ziemię na widok Najświętszego Sakramentu. Widziałem wojnę Dobra ze Złem. To co się działo wtedy w Kościele to była miazga. Byłem jak Św. Tomasz, zobaczyłem, dostałem dowód, cios w twarz.. „Jak teraz nie uwierzysz to jesteś hipokrytą” – zreflektowałem się. Przez pierwszą godzinę nawrócenia zadawałem sobie pytanie: jak ja innym wytłumaczę to co widziałem? Teraz mówię ludziom - idźcie na rekolekcję, zobaczycie i uwierzycie. To pewne. A pamiętać też należy o błogosławionych, którzy nie widzieli a uwierzyli…

 Może spotkanie senne pozostawię bez komentarza, bo mnie zaciekawił bardziej namacalny obrazek: opętani padali na ziemię - gdzieś ja to widziałem, tylko gdzie?

hmmm...




 prawie ;)


Coś takiego widział nasz bohater?

Naprawdę fajna sztuczka, szatan pokonany jednym wprawnym pchnięciem. Jak na załączonym obrazku i docytowanym cytacie, to naprawdę działa - i jest za darmo. Logika na bok.

A poważniej - jest to dla mnie szokujące, że ktoś może dawać się nabierać na tego rodzaju płytkie sztuczki. Spotkałem się już z rekomendacjami "musisz to zobaczyć" i próbami używania takich filmików jako argumentami w dyskusji na temat zasadności religijnych przekonań. Mój sceptycyzm i brak uznania tego zjawiska za niezbity argument był raczej przyjmowany ze zdziwieniem. Bo cóż może słowo przeciwko prawdziwie przekonanemu magicznymi odczynami, których ktoś był świadkiem? Niewiele niestety.

W takiej chwili może poratować jedynie James Randi oraz Derren Brown. Dlaczego wspomniałem tego pierwszego, ci co mają wiedzieć wiedzą, ci co niewiedzą, niech się doedukują np.: na wikipedii ;). Ale ten drugi ma coś na sumieniu, szczególnie, że siedzi w interesie magicznym i "nie takie sztuczki robi", a ostatnio zabrał się właśnie za takie. Wydłużyć za krótką nóżkę? Usunąć ból pleców? Z szatanem też pewnie jakoś dałby radę. "Miracles for Sale" więc "Cudy* na sprzedaż" (*-wiem, "cuda" lepiej leżą, ale jestem przekorny ;P)

 Trailer:




Chciałem też podłączyć pewien fragment programu Derrena o tytule "Messiah" gdzie wodził na nos wróżki, "media" (jak odmienić "medium"?), zimnoczytaczy i innych szarlatanów. Trik z przewracaniem ludzi znajduje się pod koniec pierwszej połowy tego filmu.


Tak więc, w pewnym sensie dla nawróconego, dającego świadectwo, rapera to nie wiem czy robi różnice... ale właściwie dlaczego by takie drobnostki miały by mieć wpływ na czyjąć, silnie podpartą wewnętrznie i spójną wiarę? :> Jak to się mówi: nadzwyczajne twierdzenia wymagają nadzwyczajnych dowodów. Czy w świecie nawróceń, "głębokie" nawrócenia wymagają "głębokiego odczarowania"? Nieeee.... to byłoby zbyt logiczne ;). A może odwrotnie?

wtorek, 5 lipca 2011

Humanistyczny Islam

Większość religii (czyli prawie dwie ;) leczy swoje nieskrywane i uzasadnione kompleksy o własnej irracjonalności i bezzasadności podczepiając się pod humanizm, niby-naukowość, logikę, racjonalizm i inne przymioty których jawnie im brakuje. Zwykle pozostaje to w warstwie retorycznej wysławianej podczas debat wielkokrotnie w frazie "więc logicznie rzecz biorąc <ktośtam> musi" (za <ktośtam> podstawiamy oponenta stojącego na przeciwko, lub wyimaginowanego "polemistę", "ateistę", "chórzystę" itp.) lub wariację w jej okolicy i różnych odmianach. Humanizm i argumenty rzeczowe wylewają się strumieniami, dalekie są od wszelakich skoków wiary, logik błednego koła, ekwiwokacyjek i innych błędzików logiki. I wcale nie zamierzam tutaj polezmizować, bo po co powtarzać w kółko te same slogany. W każdej debacie większość argumentów została już dawno wypowiedziana, ich rozgrywanie to raczej sztuka oracyjna, przedstawienie dla przybyłych. Ale czasem można zobaczyć coś ciekawego co ucieka obrzeżami.

Otóż oglądająć rozmowę pomiędzy dwoma panami zza mównic zaciekawiło mnie pewne zjawisko w końcowej części. Kiedy doszło do zadawania pytań od publiczności, pytania zadawały zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Gdy pytania zadają mężczyźni widzimy oczywiście mężczyzn, ciekawe natomiast jest to, że kiedy pytania zadają kobiety (co łatwo poznać choćby po głosie) widzimy... też mężczyzn. Czy może mi ktoś objaśnić jakaż to za koincydencja?




pytania zaczynają się po 1h 36 minutach. Jeśli ktoś chce obejrzeć całość to można, chociaż nie ma tam wielkich fajerwerków, a argumentacja jest przewidywalna, można powiedzieć. Jeśli ktoś wypatrzy kobietę to proszę mnie poprawić, bo mogłem rzecz jasna przeoczyć.

sobota, 21 maja 2011

Refleksje religijne o końcu świata

Musze to zamieścić, bo chce mi się podwójnie śmiać. Pan redaktor Tomasz Terlikowski postanowił ogrzać się przy popularności idiotyzmu amerykańskiej religijności i przykryć ich własną wersją rozważań o końcu świata. W końcu każdy powód jest dobry, aby troche punktów do nieba ponabijać.
Po krótkiej wzmiance o popularnej ostatnio przepowiedni zamieścił własny komentarz, który jak przystało na nawiedzonego apologetę ma się nijak do sensu i treści tejże wzmianki ale że jest okazja...

Pan Tomasz przestrzega, że nie ma się z czego śmiać:
Śmichom chichom z Campinga nie ma końca. Ale mnie to wcale nie śmieszy. Nie dlatego, bym mu wierzył, tylko dlatego, że wiem, że dla wielu ludzi jutro rzeczywiście skończy się świat. I będą stali już przed Tronem Pana, nic nie mogąc zrobić ze swoim życiem. Dla nich, a kto wie, może i dla części z nas to będzie rzeczywisty koniec świata. I o tym warto pamiętać. To jest bowiem wiedza, która ustawia nas do pionu. Nie mamy pojęcia, czy jutro nie skończy się nasz świat, i czy nie staniemy przed Panem.


Tomasz P. Terlikowski
 (Dodane przez: Redakcja Fronda.pl Kategoria: Religia)

Piękne uniwersały, które przypasować można do każdej sytuacji. Czy TV Trwam będzie transmitować koniec świata? Zaczynamy o 18.

czwartek, 19 maja 2011

Religia i kreacjonizm prosto ze Stanów (albo Chin :>)

Skomentowałem sobie filmik jakiegoś amerykańskiego (chińskiego?) kreacjonisty ( 1GodOnlyOne), który wyciął kawałek publicznej dyskusji między Danem Barkerem a kimśtam z kreacjonistów (nie chce mi się wpisywać imienia, żeby temu panu nie robić publicity :>) i zatytułował szumnie:

☠ ATHEIST DAN BARKER SAYS ❝CHILD RAPE IS MORALLY OKAY❞ ☠

dlategóż pozwoliłem sobie pod filmem zadać pytanie nawiązujące pośrednio do tematyki:

Another question: Is it okay to kill the child to please God?
nonseans 

Na co uzyskałem niechybnie odpowiedź bogobojnego:

Killing children does not please God, you moron, so the answer is obviously no.
1GodOnlyOne

 Nie mogłem wówczas nie podziękować mu za tak ładne przedstawienie się przed "milionami słuchaczy" :), mniej więcej takimi słowami (mniej więcej - ponieważ odrzucił mój komentarz, a co do słowa nie pamiętam co napisałem ale na pewno nie było w nim nic wulgarnego :>)

Thank you for your kindness,  you are one of the finest example of God loving children
nonseans


Ale zanim odrzucił to jeszcze zdążył napisać coś czego się odrazu zawstydził i szybko usunął (ale te usunięte przychodzą w powiadomieniach na skrzynke youtubową), co też tutaj przeklejam, a czego nie ma na screenie poniżej.


@nonseans You're welcome, asshole.

 atheist total fail
1GodOnlyOne 



Prawda, że amerykański (albo chiński...) kreacjonizm wygląda bardzo ładnie, a dzieci boże posłusznie realizują polecenie miłości  bliźniego :>. W zasadzie to nic się nie różni od naszego, ładna fasada, a za nią...


ps: The end of this short story. Thank 1GodOnlyOne for guest apparance, creationist community can feel proud of you. You can feel blogged out now :>

czwartek, 6 stycznia 2011

Ateizm? Agnostycyzm? Cokolwiekizm?

Okej, funkcjonujemy w świecie pojęć. Musimy się definiować aby być "czytelnymi" dla innych, tak samo jak uczymy się wspólnego języka aby móc się komunikować między sobą. Język "nas uwalnia" i "nam umożliwia", otwiera możliwość wspólnego działania jak i myślenia. Czasami przez to zapominamy, że takoż samo nas ogranicza.

Bardzo często widzę, że ludzie poszukują definicji dla określenia swojego światopoglądu. Niemniej nieraz bardziej mi to przypomina poszukiwanie własnej tożsamości społecznej, wyraz potrzeby przynależności do jakiejś subkultury i identyfikacji z grupą. Co zrobić jednak w sytuacji gdy żadna z definicji nie pasuje? Stworzyć nowe pojęcie czy wpasować się w istniejące, uznając, że nie ma możliwości pośrednich? Powstawanie i wchodzenie do języka nowych terminów jest przecież naturalną konsekwencją jego rozwoju i pochodną np.: postępów technologicznych. Ale nowe słowo ma szansę zaistnieć w mowie powszechnej, jeśli jego materialne odzwierciedlenie dotyczy wystarczająco dużej grupy ludzi. Słowem: zjawisko musi być popularne.
Czy poglądy, postawy ludzkie muszą być popularne? Mogą być, tak samo jak rozmiar buta lub słabość do fastfoodów. Choć lektura słowników medycznych, szczególnie dotyczących np.: psychiatrii, seksuologii lub filozofii zdaje się sugerować, że nazwana została każda możliwa postawa, preferencja lub pogląd, i należy jedynie znaleźć odpowiednio grupy i specjalistyczny tom, aby się w nim zidentyfikować, to jednak ja stoję na stanowisku, że poglądy ludzkie wymykają się ścisłym definicjom. Pomijam tu fakt, że same pojęcia często są wieloznaczne i ich rozumienie bywa bardzo rozbieżne (o tytułowym ateizmie i agnostycyzmie możnaby napisać tomy i określać setkami przymiotników). Owszem, do jednych (nazwanych) postaw nam bliżej, inne nas ziębią (mniej lub bardziej), z wieloma możemy znaleźć część wspólną, a z innymi możemy się nie zgadzać "ale w tym jednym punkcie widzimy uderzającą celność".
Ostatecznie jednak prawda ukrywa się gdzieś "między słowami", "wierszami". Orbitujemy, nie dając się wciągnąć w ich pola grawitacyjne, choć czasem w nie wpadamy, nie do końca z własnej woli.
To jest też pole do wykorzystania dla semantycznych prestidigitatorów, którzy skwapliwie je wykorzystują proponując nam coś na zasadzie "sprzedaży wiązanej". Wymagając od nas najpierw określenia się w ścisłej definicji, dołączają cały balast związany z narosłą dookoła mitologią. Oczywiście, że nie zawsze można sobie dowolnie wybierać, być "trochę w ciąży" albo "zjeść ciastko i mieć ciastko". Z określonymi postawami wiążą się określone skutki. Ale nie zawsze.
Więc kiedy zapytasz sam siebie czy jesteś "wikipediowym ateistą" lub "wikipediowym agnostykiem", nie zapominaj, że to jedynie definicje, które mają służyć skutecznej i zrozumiałej komunikacji, a nie dominować sposób myślenia jak w dowcipie o rosyjskiej, uniwersalnej maszynce do golenia:
Sprzedawca do klienta: 
- Panie kliencie, to wspaniała maszynka do golenia, najnowszy produkt rosyjskiej technologii. Zakłada się ją na twarz, a ona całą brodę i wąsy goli w dwie sekundy!
- To ciekawe ale chyba niemożliwe, bo każdy z nas ma inną fizjonomię...
- W zasadzie tak ale tylko do pierwszego golenia.


Nie zapominajmy o tym, w poszukiwaniach własnej tożsamości, zanim ktoś nam nie sprzeda takiej maszynki, która jak walec, wszystko wyrówna. Bo inaczej idea wolnego myślenia będzie jak z dowolnością wyboru koloru mercedesa.

Nauka i wiara

Ależ wybrałem sobie prowokacyjny tytuł. Czy naukowcy wierzą i w co? W podróże w czasie? Czy podróże w czasie są w ogóle możliwe? Ależ oczywiście, że tak. Tyle, że w przeszłość. Chciałem tu przytoczyć dwa fajne i wiekowe artykuły, które mają już ponad 10 lat ale warto je sobie przypomnieć, bo mogłyby być w zasadzie napisane i wydrukowane dzisiaj, bez żadnych korekt czy suplementów.

Pierwszy to "Czy zbliża się kres nauki?" prof. Jerzego Sikorskiego. Czy i jak profesor odpowiedział na to powracające od setek lat pytanie dowiecie się w artykule.
Drugi artykuł, również profesora Sikorskiego, to "Uboczne skutki popularyzacji fizyki i astronomii". Przywołuję go w pamięci zawsze, gdy czytam polemiki internetowe osób nawiedzonych różnymi olśniewającymi ideami, szukającymi podparcia swoich fantastycznych, głoszonych uroczyście tez. Argumenty w dyskusji zawsze lepiej wyglądają przyprawione hasłami "fizyka kwantowa", "leptony", "spontaniczne łamanie symetrii" lub "nieskończoność", nawet jeśli kompletność ich rozumienia nie idzie w parze z napastliwością przekazu. Warto zauważyć, że specjaliści w swoich dziedzinach (ci prawdziwi) zwykle zachowują umiar w rozgłaszaniu spektakularnych konsekwencji swoich odkryć. Wiedzą oni, że odkrycia te same znajdą zastosowania, jeśli są tego warte.

Warto czasem, szczególnie w natłoku Internetowego informacyjnego szoku, powrócić do starszych lektur. Dlatego pozwoliłem sobie zrobić nieco "promocji" tekstom rzeczowym i napisanym językiem prostym. Proszę się nie ograniczać tylko do nich. W owym serwisie znajdziecie wiele innych, ciekawych tekstów.