środa, 22 grudnia 2010

W czym problem?

Każdy musi kiedyś dotknąć przysłowiowego "gorącego żelazka", żeby przekonać się, że słowa mają realne przełożenie na rzeczywistość. I nie jest to jedynie domena dzieci. Takim pytaniem, osób przekonanych o własnej, niepodważalnej racji jest "ale co to szkodzi, że wierzę w co mi się podoba? Czy to komuś szkodzi?". Termin wiara, w kontekstach pozareligijnych, zawsze występuje z podmiotem lub przedmiotem, któremu się "wierzy". Czy jest coś złego w tym, że przyjmujemy na cokolwiek "wiarę"? Bez oczekiwania najmniejszego poparcia lub uzasadnienia swojej wiarygodności?
Mój znajomy wierzy, że dieta o której wyczytał w jakiejś książce, a nakazująca mu dość rygorystyczne odrzucenie pewnych "przyjemnych" pokarmów na rzecz np.: otrębów zalewanych wodą na śniadanie przynosi mu zdrowie i dobre samopoczucie. Trudno zanegować jego osobiste odczucia. Trudno nawet znaleźć cokolwiek zdrożnego w nakłanianiu do tej diety wszystkich znajomych, jako niemal panaceum na większość dolegliwości. Czy aby? Jeśli ktoś odczuwający na codzień dyskomfort, bóle czy słabość zamiast udać sie do lekarza i wykonać odpowiednie badania uznaje, że wszystko czego potrzeba, to znachorskie podejście "na oko" i cudowne leki/medoty/diety, zrobi sobie krzywdę odwlekając wizytę u lekarza, komplikacje wynikające z ewentualnego rozwoju, ewentualnej choroby nie będą do zanegowania. Czyli żelazko?
Ten przykład to detal, infantylny, dość zabawny, zapewne niegroźny. Każdy czasem ma ochotę coś zmienić w życiu, choćby sposób odżywiania. Wówczas zaczynamy poszukiwać. Otwarcie się na zdobywanie informacji jest bardzo pożyteczne ale niesie ze sobą zagrożenia natrafienia na fałszywe autorytety wykładające cały szereg złotych środków do osiągnięcia szczęścia (nawiasem: czy szczęście jest stanem spoczynku?). Niestety nie każdy autorytet jest takim, jakim się przedstawia. Niektóre cechy tzw. autorytetów nie są związane z ich faktycznymi kompetencjami, a tworzą jedynie kulturową aurę kojarzoną z mądrością. Niczym niegdysiejsze siwe włosy i długa broda, okulary mogły być przymiotami mędrców, tak dzisiaj mógłby to być schludny garnitur, tytuł naukowy, biały kitel, mundur itp. Wszystko co zostało wymienione jest związane zaledwie z percepcją wizualną (tytuł naukowy ładnie też wygląda na papierze), która w największym stopniu odpowiada za tak zwane pierwsze wrażenie. Tylko tyle i aż tyle. A nie zawsze mamy techniczną możliwość zweryfikowania, czy to, co kryje się pod tymi "atrybutami wiedzy" jest faktycznie mądrością i doświadczeniem, czy tylko uzurpacją.
W końcu dochodzę do sedna, które płodzę od kilku akapitów: przypomnijmy sobie (jeśli zapomnieliśmy) najsłynniejszy eksperyment Stanley'a Miligram'a. Tu możemy posłuchać wykładu Philipa Zimbardo, który o nim opowiada (od 7 minuty zaczyna się właściwy opis eksperymentu). Eksperyment ten, pomimo swojej kontrowersyjności, świetnie obrazuje jak łatwo możemy się zostać mimowolnie zarażeni cudzym "autorytetem", nawet jeśli wydaje nam się, że jesteśmy na takie wpływy uodpornieni.

 całość wykładu prof. "Philip Zimbardo- The Lucifer Effect- Part 1" znajduje się tu: Zimbardo http://www.youtube.com/watch?v=BYre8SlOO_k


I co to wszystko ma do tak zwanej "wiary"? Notorycznie w dyskusjach pojawiają się argumenty, będące odmianą ewangelijnego "błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli". Są osoby, które uważają, że niedociekanie, nie zadawanie pytań, bezkrytyczne przyjmowanie wydrukowanych w ciężkich księgach dogmatów jest perfekcyjnie logiczne i rozsądne. To coś podobnego do Kubusia Puchatka, który im bardziej zaglądał do chatki w poszukiwaniu miodku, tym bardziej go tam nie było, z tym że w odwrotną stronę - im bardziej Kubuś do chatki nie zagląda, tym bardziej ten miodek tam jest. Czy aby na pewno? I jak to sprawdzić?

W takim sensie "wiara" jest tylko i wyłącznie kapitulacją zdrowego rozsądku, poddaniem sensu dociekań, negowaniem radości z uzyskiwania właściwych odpowiedzi, a nawet zdewaluowaniem zadawania właściwych pytań. Oczywiście, że filozoficznie rzecz ujmując, poza matematyką, większość rzeczy przyjmujemy na wiarę, nawet naszym zmysłom nie zawsze możemy wierzyć. Ale to już filozoficzna abstrakcja w którą nie chcę tak daleko wchodzić.